Do większości z nas najbardziej przemawiają liczby, więc zobrazuję to prostym działaniem. Przykładowo na studiach podczas jednego wykładu poznajemy średnio 10 nazwisk (i tyle samo koncepcji), więc w ciągu semestru musimy zapamiętać ich około 150 (z jednego przedmiotu). Teraz pomyśl: w jaki sposób łatwiej będzie Ci je przyswoić? W ciągu kilku dni przed egzaminem, czy dziesięć tygodniowo?
Pierwszą powtórkę warto robić w dniu wykładu (dzień zero). Po powrocie do domu możesz przeczytać notatki – wystarczy, że pobieżnie je przejrzysz, a do głowy natychmiast przychodzą myśli, o które powinny zostać wzbogacone. Zaznacz także niezrozumiałe wątki i połączenia między nimi, daty co do których nie masz pewnośc, nazwiska, które być może zostały zapisane z błędem itd. Najważniejsze po pierwszym czytaniu jest uzyskanie pewności, że znasz główne wątki i nazwiska. To od Ciebie zależy ile czasu poświęcisz na powtórkę, minimum powinno stanowić jednokrotne przeczytanie ich ze zrozumieniem.
Dzień 1 – to czas na ponowne przeczytanie notatki, oswajenie się z ważniejszymi punktami. Na tym etapie kojarzysz większość nazwisk i koncepcji.
1 tydzień – powtórka przed kolejnym wykładem jest bardzo ważna. To dzięki niej możesz z ogromnym poczuciem ulgi pójść na kolejne zajęcia, ponieważ masz pewność, że udało Ci się zbudować bazę, do której możesz dokładać kolejne cegiełki. W tym punkcie postaraj się opanować materiał na 90%. To nie trudne, ponieważ masz już za sobą wykład i dwie powtórki. Ten etap zajmuje max 30 minut.
I tu zaczyna się przyjemność z nauki. Z własnego doświadczenia – nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam taka radosna, kiedy w weekend nie czułam się obciążona nauką. Mam czas na doczytanie lektur i uzupełnianie lub pogłębianie materiału. To ogromny oddech i ulga. Nie dość, że więcej wiem, to oszczędzam w ciągu tygodnia tonę nerwów i czasu! Cud! Ekhm. To dyscyplina, nie cud. Co zmieniło się poza aspektem emocjonalnym? Po trzech powtórkach (czyli dniu zero, dniu pierwszym i po tygodniu) pamiętam około 90% treści wykładu. Jestem pewna, że gdybym powtarzała nie tylko czytając, a dodając do tego jakieś bardziej aktywne formy nauki (np. przepytywanie się przy pierwszej/drugiej powtórce) zapamiętałabym wszystko.
Próbowałam już różnych sposobów: map myśli, fiszek, notowania tradycyjnego, Cornella, zakreślania, kodowania kolorami, przepisywania notatek itd.
JENDAKŻE dzięki częstym powtórkom zauważyłam coś, czego wcześniej nie dostrzegałam, a mianowicie, że podążanie za myślą wykładowcy, wyobrażanie sobie koncepcji i budowanie mapy myśli w wyobraźni sprawdza się u mnie dużo lepiej niż ich zapisywanie. Podczas notowania automatycznie musimy przełączać między słuchaniem, a kondensowaniem myśli w formie pisemnej, tracąc w tym czasie jakiś ułamek wypowiedzi prowadzącego. Ja widzę to jako ciągły proces rozpraszania się i koncentracji. Przenoszenie uwagi skutkowało często w moim przypadku tym, że gubiłam wątek. Teraz po prostu tworzę sobie ciąg skojarzeń i koncepcji, kształtuje jeden duży obraz całego wykładu i nie przesadzę, jeżeli powiem, że pamiętam o wiele więcej, niż gdybym próbowała równocześnie pisać. Oczywiście jak się domyślacie, nie jest to – z przeróżnych powodów – sposób odpowiedni dla każdego. Na pewno nie jest tak, że przestanę z nich korzystać, bo nie ufam swojej głowie do tego stopnia, ale wystarczy, że sięgnę po prezentację, którą udostępni prowadzący i to na nią po wykładzie naniosę to co zapamiętałam dodatkowo.
I tutaj porada – jeżeli nie masz dostępu do slajdów, możesz nagrać wykład, co jest zgodne z prawem pod warunkiem, że materiał nie zostanie rozpowszechniony.
Osobiście zanim całkowicie przełączę się na ten system, zostanę przy notowaniu na wybranych przedmiotach. No właśnie, na których i dlaczego?
Zdarza mi się, że się gubię, prowadzący bełkocze i wtedy moje notatki są bardzo ubogie – założę się, że znasz to uczucie. Wówczas szukam informacji gdzie tylko mogę, po pierwsze w prezentacji, ale jeżeli nadal nic nie rozumiem, to wyszukuję wiadomości w dedykowanym do przedmiotu podręczniku, ewentualnie w internecie. To kosztuje dużo pracy. Notatki uznaję za pełne, jeżeli rozwinięty jest w nich każdy wątek i wszystko jest jasne. Jednym ze sposobów na sprawdzenie ich jakości, jest spojrzenie z takiej perspektywy: każdy element wykładu został nam zaprezentowany “po coś” i jeżeli wiesz dlaczego się tam znalazł i potrafisz to wyjaśnić, oceń swoje notatki bardzo dobrze. Jeżeli jednak brakuje kilku/nastu elementów, wątki są poszarpane (czyli zaledwie wymienione i nie skomentowane), a Ty nie wiesz co i jak, dobrym pomysłem będzie ich uzupełnienie. Idealnie, gdyby cały ten proces został przeprowadzony tego samego dnia co wykład, jest wówczas duża szansa, że będziesz pamiętać jego treść i być może w ogóle obejdzie się bez dodatkowego szperania po książkach.
Najpierw uspokój się i nie wpadaj w panikę. To tak samo, jakby czekało Cię uzupełnie materiału po przerwie spowodowanej grypą. Taki powrót może przebiegać w dwojaki sposób:
Jestem całym sercem za pierwszym wyjściem.
Ściskam i trzymam kciuki.
Zgadzam się ponieważ to naprawdę może pomóc w nauce.